W 2011 roku przekonywała nas, że „Musimy porozmawiać o Kevinie”. W 2017 udowadniała zaś, że „Nigdy cię tu nie było”. Wygląda na to, że jurorka dziewiątej edycji Off Camery znów zamierza nas nieźle postraszyć. Co tym razem siedzi w głowie Lynne Ramsay?
Szkocka artystka przyznaje, że czas promocji jej ostatniej produkcji z udziałem Joaquina Phoenixa nie był dla niej łatwy. Jako że nie potrafiła nieprzerwanie skupiać się na jednym tylko filmie, właśnie wtedy zaczęła pracować nad zupełnie nową historią. I tak zrodziło się 160 stron scenariusza epickiego horroru. Jak przyznaje w wywiadach, za jeden ze swoich ulubionych filmów Ramsay uważa „Lśnienie” (1980). Dzieło Stanleya Kubricka Szkotka ceni szczególnie, ponieważ będąc znakomitym horrorem, jednocześnie pozostaje opowieścią o mężczyźnie z depresją. Czy zatem w ponurych zdarzeniach z korytarzy hotelu Overlook szukała inspiracji? Lynne Ramsay sama jeszcze nie wie, dokąd zaprowadzi ją jej pióro i na razie wciąż pisze, nie oglądając się wstecz. Ma tylko nadzieję – a z nią zapewne widzowie – że już niedługo uda jej zakończyć etap tworzenia na papierze i wejść na plan.
Mimo że jej dotychczasowa twórczość odznacza się wyrazistym, raczej spójnym stylem, Szkotka zapewnia, że każdy film planuje jako coś zupełnie nowego i innego od reszty. Podobno w dalszej perspektywie marzy się jej nawet wyreżyserowanie komedii! W 2013 roku miała okazję spróbować swoich sił w westernie. Ostatecznie wycofała się jednak z tego projektu. Mimo to, „Jane Got a Gun” z Natalie Portman w roli głównej do kin zawitało w 2015 roku, a za kamerą stanął Gavin O’Connor.
Szkocka reżyserka gościła na dziewiątej edycji naszego Festiwalu i zasiadała w jury Konkursu Głównego "Wytyczanie drogi" - pierwszą nagrodę otrzymał wówczas "Bodkin Ras" (2016), holenderski dramat w reżyserii Kaweha Modiri. Film rozgrywający się w społeczności małego miasteczka, eksplorował wpisaną weń nudę, marazm, stagnację i traumy z przeszłości mieszkańców - te kwestie są stale obecne w twórczości Ramsay. Począwszy od jej pełnometrażowego debiutu, "Nazwij to snem" (1999), w którym opowiadała historię chłopca obwiniającego się o śmierć swojego rówieśnika; przez "Musimy porozmawiać o Kevinie" (2011), gdzie diagnozowała rodzącą się w nastolatku coraż wyraźniej osobowość pscyhopatyczną; wreszcie po ostatni "Nigdy cię tu nie było" - tytuł stanowiący okrutną wiwisekcję umysłu skażonego brutalną przeszłością.
Lynne Ramsay zawsze wsadza kij w mrowisko i nie boi się zajść tam, gdzie wielu innych twórców już dawno zawróciłoby z drogi, by uniknąć siniaków i blizn. Kino Szkotki to intrygującą propozycja dla widzów głodnych mocnych wrażeń, ale i tych, którzy oczekują czegoś więcej niż samej krwawej jatki. To wyjątkowe zaproszenie dla tych, którzy tylko czekają, aby z ciałem obejść się równie okrutnie jak z psychiką - tak bohaterów, jak i publiczności. Ramsay zawsze spłaca ten dług z nawiązką i sprawia, że mimo morderczych dla naszego samopoczucia po seansie odsetek, chcemy wrócić po więcej.
Monika Żelazko