Chociaż Jenny Mellor z „Była sobie dziewczyna” (2009) już dawno dorosła, oglądając Carey Mulligan, która ubrana w zieloną sukienkę tańczy w zwiastunie filmu „Wildlife”, widzimy ten sam młodzieńczy urok. Filmowy debiut Paula Dano nie kusi jednak jedynie jej nazwiskiem.
„Wildlife” – debiutancki film Paula Dano – jest adaptacją powieści Richarda Forda o tym samym tytule. Za scenariusz odpowiada również Zoe Kazan. Dano, 33-letni aktor znany dotychczas z takich filmów jak „Aż poleje się krew” (2007), „Mała Miss” (2006) oraz „Labirynt” (2013), tym razem opowie historię samodzielnie. „Wildlife” to rodzinny, przeszywający serce dramat. Swoją premierę miał podczas festiwalu w Sundance.
Historia toczy się w Montanie w latach 50. Jeanette (Carey Mulligan) oraz jej mąż Jerry (Jake Gyllenhaal) przeprowadzają się tam wraz z nastoletnim synem (Ed Oxenbould). Jednak nie jest to dla bohaterów filmu jedyna trudność. Bezrobotny ojciec Joego opuszcza dom rodzinny, by podjąć się niskopłatnej pracy przy walce z pożarami. To wydarzenie niejednoznacznie sygnalizuje rozpad rodziny. Joe staje się świadkiem postępującej depresji swojej matki, jednocześnie dostrzegając jej odwagę w obliczu nadchodzącej, nowej rzeczywistości.
Zwiastun filmu zapowiada atmosferę przypominającą tę z serialu „Mad Man” (2007-2015) – kameralne ujęcia, nienagannie zakręcone kobiece loki, nieśpiesznie snujący się jazz. Zresztą, Dano opowiada historię, która antycypuje wszystko to, co wybuchnie wraz z nadejściem lat 60. – narastającą siłę i coraz większą samoświadomość kobiet. Widoczne jest ciągłe starcie wypolerowanego wizerunku pin-up girl z sytuacjami, które nie mają już nic wspólnego z reklamową idyllą malowaną w groszki. „Wildlife” zdaje się zapowiadać historię nieco odwrotną do tej, którą przedstawiła Betty Friedan w „Mistyce kobiecości”. W swojej książce badała problem, „który nie ma nazwy” – niejednoznaczną przypadłość dopadającą „żony przedmieść” mieszkające w Stanach Zjednoczonych w latach 60. Kobiety te zdawały się mieć wszystko – zdrowie, pieniądze i rodzinę. Ich życiem rządziło jednak permanentne niezaspokojenie oraz lęk, który bagatelizowany był na kozetkach u psychoanalityków.
W „Wildlife”, który ukazuje życie dziesięć lat wcześniej, problemy mają nazwę, a bohaterka, pozostawiona na pastwę losu Jeannete, musi sobie poradzić z nimi sama. Krytycy zwracają zresztą na ową bohaterkę szczególną uwagę, a dokładniej – na grę aktorską Carey Mulligan. „To jedna z jej najlepszych ról – Mulligan dostała szansę by pokazać dojrzałość i dowcip jednocześnie. Sprytnie oderwała się od swojego dziewczęcego wizerunku, w którym uwięziona była już długo”. (recenzja „The Guardian”).
Intymną opowieść o Ameryce lat 50. z feministycznym akcentem zobaczymy w kinach 19 października. W oczekiwaniu na premierę pozostaje nam posłuchać Elli Fitzgerald.
Julia Smoleń