Za nami pierwsze spotkania z twórcami obrazów, które w tym roku powalczą o tytuł najlepszego polskiego filmu na Netia OFF CAMERA. Sprawdźcie, co o swoich produkcjach opowiedzieli festiwalowym widzom Bodo Kox, Łukasz Ronduda i Maciej Sobieszczański.
„Serce miłości”, reż. Łukasz Ronduda
„Serce miłości” to niezwykle rzadki w polskim kinie przykład połączenia art house’u, biopicu i wielkomiejskiego love story. W tak oryginalnej formie Łukasz Ronduda postanowił zrealizować swój pełnometrażowy debiut reżyserski, w którym na celownik bierze skomplikowany i fascynujący związek dwójki młodych polskich artystów – Zuzanny Bartoszek i Wojciecha Bąkowskiego. W tych rolach mogliśmy zobaczyć zjawiskowy gwiazdorski duet– Justynę Wasilewską i Jacka Poniedziałka. Dlaczego Ronduda zdecydował się zaangażować do swojego obrazu aktorów, a nie rzeczywistych bohaterów? Jak sam podkreślił podczas spotkania z widzami Netia OFF CAMERA, zależało mu, by wybraną przez siebie historię opowiedzieć w sposób mocno sfabularyzowany. – Filmowi kochankowie, choć są inspirowani autentycznymi postaciami, należy traktować jak avatary Zuzanny i Wojtka – powiedział i zaznaczył, że pomysł na taką formułę realizacji swojego filmu podsunęli mu także scenarzysta, Robert Bolesto, ale i Justyna Wasilewska, która również była obecna na naszym festiwalowym Q&A. Aktorka przyznała, nie kryjąc ironii, że znalazła się w obsadzie ze względu na… idealny kształt czaszki. Nawiązała w ten sposób do swojego wyglądu w „Sercu miłości” – na potrzeby produkcji musiała bowiem całkowicie zgolić włosy. Wasilewska zaznaczyła jednak, że udział w filmie bez wątpienia był podyktowany jej zamiłowaniem do oryginalnego, niezależnego kina. – Myślę, że po prostu jestem offowa i przyciągam taką filmową rzeczywistość, jaką sama w sobie mam – przyznała aktorka. Publiczność słusznie też zauważyła, że „Serce miłości” to nieczęsto spotykana okazja w rodzimej kinematografii, by przyjrzeć się bliżej środowisku artystów. Łukasz Ronduda nie krył, że świat wielkiej sztuki interesuje go najbardziej. Ale jednocześnie zaznaczył, że wbrew pozorom bohaterowie jego filmu mają podobne rozterki, jak „zwykli” ludzie. – Może i są ekscentrycznymi artystami, ale w związku zachowują się tak samo narcystycznie, jak większość współczesnego społeczeństwa. Mam wrażenie, że wielu ludzi w swoich partnerach szuka wyłącznie własnego odbicia.
„Człowiek z magicznym pudełkiem”, reż. Bodo Kox
Czy w Polsce można zrobić porządne science-fiction? Bodo Kox w „Człowieku z magicznym pudełkiem” udowadnia, że jak najbardziej tak! Mieli okazję przekonać się o tym nasi festiwalowicze, którzy w minioną niedzielę nie tylko uczestniczyli w pokazie filmu, ale także mieli okazję spotkać się z reżyserem oraz odtwórcami głównych ról: Olgą Bołądź, Piotrem Polakiem i Sebastianem Stankiewiczem. Tego wieczora kinowa sala w Małopolskim Ogrodzie Sztuki zamieniła się w prawdziwe forum dyskusyjne, podczas którego widzowie zadawali mnóstwo pytań o zaprezentowaną w „Człowieku…” intrygującą, ale dość ponurą wizję przyszłości. Fabuła produkcji osadzona jest bowiem w 2030 roku i koncentruje się wokół postaci niejakiego Adama (Piotr Polak). Młody mężczyzna nie do końca potrafi odnaleźć się w otaczającym go świecie, jednak jego los komplikuje się jeszcze bardziej, gdy nieświadomie – za pośrednictwem radia – cofa się w czasie i przenosi do 1952 roku, gdzie rzeczywistość również nie należała do tych usłanych różami. W powrocie do teraźniejszości głównemu bohaterowi pomaga Gloria (Olga Bołądź), dla której dotychczas miłość i troska pozostawały tylko w sferze abstrakcji. Co z tego wyniknie? Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu, macie ostatnią szansę zobaczyć go na naszym festiwalu. Ostatni pokaz w czwartek. A jakie reakcje „Człowiek…” wywołał do tej pory? Na spotkaniu z Bodo Koxem publiczność nie kryła zachwytów, choć większość widzów zastanawiała się przede wszystkim nad tym, co zainspirowało reżysera do stworzenia swojej historii. – W dzieciństwie moją ulubioną powieścią była książka George’a Orwella „Rok 1984”. Nie mogłem po niej spać i pamiętam, że mocno ją przeżyłem. Ale inspiracji tak naprawdę było wiele; często lubię odpłynąć myślami i rozprawiać nad teoriami spiskowymi – to mnie kręci. Choć w filmie akcja dzieje się w 2030 roku, to wiele dialogów zaczerpnąłem z zasłyszanych w różnych miejscach rozmów. – mówił Bodo Kox i utwierdził utwierdził widzów w tym, że jego wizja przyszłości może być nie tak bardzo odległa, jak niektórym mogłoby się wydawać.
„Zgoda”, reż. Maciej Sobieszczański
W „Zgodzie” – opowieści o rozbitym przez wojenne realia trójkącie miłosnym – reżyser Maciej Sobieszczański postanowił wyrazić emocje bohaterów poprzez unikatowy język, który w adekwatnie bezpardonowy sposób oddałby surowość świata przedstawionego. – Wszystkie postaci, które są obecne na ekranie, dialogują fizycznością. Rozmowy toczone są poprzez przemoc, sceny miłosne i tym podobne zabiegi – powiedział podczas spotkania z widzami w ramach festiwalowych Q&A. – Od samego początku zależało mi na tym, aby zaprezentowany świat był sprowadzony do bardzo brutalnej warstwy oraz prostych komunikatów – dodał Sobieszczański. Oprócz niego na pytania festiwalowiczów odpowiadali także aktorzy wcielający się w głównych bohaterów: Julian Świeżewski oraz Jakub Gierszał, którzy przybliżyli publiczności kulisy przygotowań do pracy na planie. Obydwaj przyznali, że po przeczytaniu scenariusza byli w olbrzymim szoku, iż tego typu historie, jak właśnie ta o utworzonym przez organy bezpieczeństwa obozie pracy dla Niemców oraz „niewygodnych” dla władzy Polaków, wydarzyły się naprawdę. – Początkowo zastanawiałem się, czy chcę i właściwie dlaczego miałbym chcieć zobaczyć tak brutalną opowieść na dużym ekranie – zwierzył się Gierszał. – Maciek [Sobieszczański – przyp. red.] przekonał mnie jednak, że głównym celem jest w tym przypadku prowokacja do dialogu na temat tych niewygodnych spraw, które na kartach historii poniekąd przepadły – dodał. Choć stanowiącą główną oś fabuły tragedię miłosną wykreowano na potrzeby scenariusza, całe tło historyczne oraz zaprezentowane w filmie archetypy postaci są, jak potwierdził twórcom IPN, autentyczne. – Na bohaterów szukaliśmy postaci uniwersalnych – wyjaśnił reżyser. – Bynajmniej nie chcieliśmy, aby Polacy zostali zaprezentowani jako ci źli, a Niemcy jako ci dobrzy, czy też na odwrót. Moim zamiarem było ukazanie, iż człowieka nie kształtuje narodowość, ale warunki w jakich się znajduje – podsumował.
Paulina Januszewska, Aleksandra Góra, Jan Kapturkiewicz
fot. Agnieszka Fiejka