Choć światowe kino zostało mocno nadwyrężone przez pandemię, zdaje się ponownie budzić do życia. Nadzieję na powrót do filmowej normalności daje film „Peninsula”, który sprawił, że południowokoreańscy widzowie ruszyli do kinowych kas.
„Peninsula” to sequel słynnego „Train to Busan” (w Polsce film miał premierę po tytułem „Zombie express”) z 2016 r.; obydwa filmy wyreżyserował reżyser z Korei Południowej, Yeon Sang-ho. Pierwsza część opowieści pokazała historię ojca, który chce zawieść swoją córeczkę do tytułowego Busan, gdzie dziecko spotka się z matką. W trakcie ich podróży rozpoczyna się apokalipsa zombie. Mężczyzna nie tylko musi walczyć o przetrwanie swoje i córki, ale i zdaje sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu na naprawienie ich napiętych relacji.
W „Peninsuli” apokalipsa trwa, a Korea Południowa nie poradziła sobie z rozprzestrzeniającą się zarazą zmieniającą ludzi w zombie. Głównym bohaterem jest wojskowy, któremu udało się wydostać z kraju, ale teraz musi do niego wrócić – ma przywieźć z Korei coś wartościowego. Oczywiście, nie będzie to najłatwiejsze zadanie…
„Train to Busan” miało swoją premierę w Cannes, zarobiło około 92 mln dolarów i zdobywa kolejnych widzów, tym razem na Netfliksie. Ze względu na czas premiery, „Peninsulę” czekał inny los – ale reżyser nie może narzekać. Film już zarobił 13 mln w Korei Południowej i kolejne 5 w Malezji, Singapurze i Wietnamie. Wyniki pokazują, że widzowie „odmrażają” się po pandemii i, choć wciąż nieśmiało, wracają do kin – a przynajmniej w krajach azjatyckich. „Peninsula” będzie miała swoją premierę w USA w sierpniu. Wtedy przekonamy się, czy tamtejsi widzowie są tak odważni, jak ci w Korei Południowej.
Joanna Barańska
źródło: indiewire.com