Czy historia spod znaku „kto zabił?” może jeszcze kogoś zaskoczyć? W swoim najnowszym filmie „Knives Out”, Rian Johnson za wszelką cenę postara się udowodnić, że nawet najbardziej spowszedniały kryminał ma w sobie ogromny potencjał.
Zrealizowany w duchu powieści Agathy Christie, „Knives Out”, od dłuższego czasu jest jednym z najbardziej oczekiwanych filmów. Na pierwszy rzut oka może to być zaskoczenie – wszak całość wygląda jak klasyczny kryminał, rozgrywający się w przestrzeni ponurego, osnutego mgłą domu, gdzie główna zagadka sprowadza się do wyświechtanego pytania „kto zabił?”. Zabitym jest tu Harlan Thrombey – autor bestsellerowych kryminałów, który zdobył niebywałą fortunę opowiadając o mrocznej stronie rzeczywistości i nieszczęściu innych. Zaraz po swoich, obchodzonych z pompą, 85. urodzinach został znaleziony martwy, a głównymi podejrzanymi są bliscy i współpracownicy zgromadzeni w posiadłości.
Choć podobne historie słyszeliśmy już nie raz, to tym razem można spodziewać się, że przybierze ona zupełnie nieoczekiwaną formę. Reżyserem filmu jest bowiem Rian Johnson, twórca znany z oryginalnego podejścia do tradycyjnych crime stories, które zademonstrował już w filmie „Brick”. Kultowe dzieło z 2005 roku jest utrzymaną w stylistyce noir historią poszukiwań mordercy dziewczyny, która na krótko przed śmiercią zadzwoniła do swojego byłego chłopaka Brendana (w tej roli Joseph Gordon-Levitt). Samotny i ekscentryczny nastolatek wciela się w rolę detektywa i stara się rozwikłać zagadkę śmierci dawnej ukochanej. Sądząc po „Brick”, a także późniejszych, równie nietypowych filmach reżysera, takich jak „Niesamowici bracia Bloom” (2008) oraz „Looper – pętla czasu” (2012), „Knives Out” zaskoczy niejednego widza.
Pewną przeszkodą może okazać się jednak poprzedni film Johnsona, „Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi” (2017), za który spadła na niego niespotykana wręcz fala internetowego hejtu. Reżyser wyzywany był od najgorszych, a na porządku dziennym były wpisy i nagrania opisujące w jakiś sposób twórca „zabił” całe „Gwiezdne wojny”. Co ciekawe, krytycy kompletnie nie zgadzali się z taką interpretacją filmu, co najlepiej pokazuje portal Rotten Tomatoes. „Ostatni Jedi” zdobył tam 91% pozytywnych recenzji, choć równocześnie jedynie 44% fanów ocenia go pozytywnie. Przyczyn tego niepokojącego zjawiska było wiele – począwszy od generalnej radykalizacji języka internetu, przez decyzję Disneya o zakupie kosmicznej sagi, na rosyjskich botach skończywszy. Niestety niewykluczone, że cała sprawa wpłynie negatywnie na popularność „Knives Out”.
Opublikowany niedawno w sieci trailer filmu dobitnie pokazał jedno: imponującą obsadę. W najnowszym filmie Johnsona pojawi się cała galeria pierwszoligowych gwiazd, wśród których szczególną uwagę zwraca aktualny agent 007, Daniel Craig. Choć brytyjski aktor nadal wciela się w postać Jamesa Bonda, nie stroni od innych, często nietypowych ról. Wystąpił ostatnio m.in. u Stevena Soderbergha w „Logan Lucky” (2017) opowiadającym o wielkim złodziejskim skoku, zorganizowanym podczas słynnych wyścigów samochodowych NASCAR. U Johnsona, Craig wciela się w postać detektywa-gentelmana, który za pomocą nietypowych środków będzie starał się rozwikłać zagadkę śmierci nestora rodu. Oprócz Craiga na ekranie pojawi się także „królowa krzyku” Jamie Lee Curtis, zachwycająca Ana de Armas, odpoczywający od roli Kapitana Ameryki Chris Evans oraz Toni Collette („Dziedzictwo. Hereditary”), Don Johnson („Django”), Michael Shannon („Zwierzęta nocy”), LaKeith Stanfield („Przepraszam, że przeszkadzam”), Christopher Plummer („Wszystkie pieniądze świata”) i Katherine Langford (serial „Trzynaście powodów”).
Kaja Łuczyńska