Martin Scorsese to nie tylko utalentowany reżyser, lecz także prawdziwy znawca i koneser kina. Ten naczelny kinofil Hollywood, niejednokrotnie wyrażał swoje obawy na temat aktualnego stanu X muzy. Ostatnio zrobił to ponownie. W eseju opublikowanym na łamach magazynu „Harper’s Bazaar”, napisał, że: „sztuka filmowa jest systematycznie dewaluowana, spychana na margines i poniżana”.
Krytyczne wypowiedzi Martina Scorsese na temat kina superbohaterskiego, odbiły się swego czasu szerokim echem. Scorsese powiedział wówczas, że współczesnych blockbusterów nie można określać mianem „kina”, bo przypominają one raczej parki rozrywki. Ponadto, mają bardzo negatywny wpływ na system dystrybucji filmowej i zniechęcają kiniarzy do grania „prawdziwych” dzieł X muzy: nietuzinkowych, artystycznych tytułów, odważnie eksplorujących granice medium. Jego słowa cytowały niezliczone artykuły, strony i portale. Wielu oskarżało go o elitaryzm, antydemokratyczne podejście i ignorancję, a niejeden internetowy komentator rzucił wówczas popularnym hasłem „ok, boomer”, zwracając uwagę na anachroniczność poglądów artysty i jego brak otwartości na to, co nowe. Mimo negatywnych reakcji, Scorsese nie porzucił swoich poglądów i wciąż głośno wyraża je publicznie – m.in. w najnowszym, marcowym numerze magazynu „Harper’s Bazaar”, gdzie opublikował poetycki esej pt. „Il Maestro. Federico Fellini and the lost magic of cinema”.
W tym tekście Scorsese wyraża swoje zaniepokojenie aktualnym stanem kina. Uważa, że zatraca ono swoją istotę – magię – przede wszystkim za sprawą silnych wpływów serwisów streamingowych, które postrzegają filmy wyłącznie w kategoriach „kontentu”. To bardzo krzywdząca klasyfikacja – zauważa Scorsese – zrównująca filmowe arcydzieła ze śmiesznymi klipami z kotami i karząca patrzeć na kino wyłącznie przez pryzmat zysków. Reżyser zwraca uwagę, że platformy streamingowe w rodzaju Netflixa skupiają się na nieustannym dostarczaniu odbiorcy nowych treści. Osławiony algorytm postrzega widza przede wszystkim jako konsumenta i poleca mu rzeczy popularne, sprawdzone, podobne do innych, które już widział i polubił. Nie sprzyja więc odważnym eksperymentom i artystycznym poszukiwaniom. „Nie możemy polegać na tym, że biznes filmowy, taki jakim jest dzisiaj, zadba o kino” – ostrzega reżyser.
Algorytmowi Scorsese przeciwstawia osobę „kuratora” – wykształconego eksperta, o wysokich kompetencjach kulturowych, który dba o to, by na ekrany docierały tytuły nietypowe, oryginalne, czasami nawet nieopłacalne. Takie, które wytrącają widza z dogodnej sfery komfortu i zmuszają go do poznania czegoś nowego. W swoim eseju reżyser przekonuje, że takie osoby w systemie dystrybucji filmowej istniały zawsze. Kiedyś byli nimi odważni dystrybutorzy, którzy ściągali na nowojorskie ekrany mało popularne kino europejskie, a dziś są nimi np. twórcy platformy MUBI – prezentującej ograniczoną gamę starannie wyselekcjonowanych tytułów, zaznajamiających odbiorców z wysokiej jakości kinem autorskim i artystycznym.
Nie bez przyczyny w tytule eseju pojawia się nazwisko Federico Felliniego. To właśnie jego filmy, oglądane w czasach młodości, a później omawiane z samym włoskim mistrzem, Scorsese uważa za kwintesencję „magii kina”. Reżyser zachęca, by zamiast konsumować łatwe, serwowane nam pod sam nos treści, powracać do niezwykłych tytułów z przeszłości. Swój esej kończy apelem, by widzowie dzielili się ze sobą miłością do kina oraz wiedzą na temat jego historii. By zastanowili się nad tym, co właściwie jest istotą tego medium i traktowali filmowe arcydzieła na równi z innymi dziełami sztuki. „To jedne z największych skarbów naszej kultury i należy je odpowiednio traktować” – pisze w przedostatnim akapicie.
Kaja Łuczyńska
Źródło: www.harpers.org