Image
fot. kadr z filmu

Tegoroczne spotkanie z Andrzejem Sewerynem było wyjątkowe – aktor obchodzi jubileusz 50-lecia pracy twórczej. Podczas rozmowy poprzedzającej pokaz specjalny filmu „Ostatnia rodzina” aktor mówił o wydarzeniach, które na niego wpłynęły i osobach, które kierunkowały rozwój jego pracy twórczej.

Prowadzący spotkanie Magda Miśka-Jackowska i Piotr Kraśko pytali Andrzeja Seweryna o czynniki, które ukształtowały jego karierę.

- Przede wszystkim ludzie: rodzice, nauczyciele, reżyserzy teatralni oraz filmowi w Polsce i za granicą, aktorzy wielu narodowości. To im chciałbym podziękować – podkreślał aktor.

Kostium zmienia wszystko
 
Seweryn, poproszony o wskazanie najważniejszych momentów w karierze, wspominał wieloletnią pracę we Francji, sprawowanie funkcji sociétaire’a w paryskiej Comédie-Française, wcielanie się po francusku w Molierowskiego Don Juana. Ale równocześnie zaznaczał, że zebranie wielu lat pracy w krótką odpowiedź jest niewykonalne.

- Wiem, że najlepiej byłoby odpowiedzieć na to pytanie wymieniając tytuły i nazwiska, ale to niemożliwe – przyznawał aktor. - Jak mówić o wadze tego, że na pierwszym roku studiów zagrałem w dyplomie z Magdą Zawadzką i Jolantą Lothe w sztuce „Fircyk w zalotach”? Dostawałem od nich „po buzi”, żeby nie powiedzieć „po pysku”. Wtedy po raz pierwszy odkryłem, jakie znaczenie ma kostium. Podczas prób coś tam sobie robiłem, ale nagle, gdy dostałem kostium – zacząłem się poruszać w inny sposób. I tak jest, proszę państwa, do dzisiaj! Albo, gdy zaczęliśmy próby „Wrogów” Gorkiego w reżyserii profesora Wyrzykowskiego. Odeszło od nas dwóch kolegów, Andrzej Krajewski i Krzysztof Banachowicz. Uznaliśmy, że po ich śmierci nie możemy kontynuować. Zagraliśmy „Trzy siostry”. Jak o tym nie wspomnieć?

Zapomnieć o roli u Kieślowskiego? To możliwe!

Aktor mówił też o istotnych momentach artystycznej działalności, o których zdarzyło mu się… zapomnieć. - Czy państwo wiecie, że zapomniałem, że zrobiłem film z Kieślowskim? Trudno to sobie wyobrazić, ale ja to przeżyłem. Zrobiliśmy film telewizyjny „Pozwolenie na odstrzał” według scenariusza Zofii Posmysz. Ten film nigdy nigdzie się nie ukazał… Ale jak on wspaniale nas reżyserował ten Krzyś Kieślowski!

Pytany o aktorski warsztat, Andrzej Seweryn rozróżniał dwa elementy:

- Są rzeczy, których można się nauczyć. Mam wpływ na posługiwanie się ciałem czy głosem. Sposób patrzenia na świat jest czymś piekielnie ważnym: życie daje nam trochę rozumu, czytamy lektury, które na nas wpływają. To wszystko można przygotować. Ale potem dochodzi do tego, co najistotniejsze, czyli spotkania z kamerą, a więc z widzem. Do wyjścia przed państwem i oczarowania lub nie. I tu wchodzimy tu w sferę tajemnicy.

„Zdzisiu siedzi, maluje i czeka”

W trakcie spotkania na scenie do Andrzeja Seweryna dołączył Jan P. Matuszyński, reżyser „Ostatniej rodziny”, który mówił o pracy na planie filmu.
- „Ostatnia rodzina” była tak sfilmowana w specyficzny sposób, który sprawiał, że aktorzy mogli się wykazać tylko w konkretnym ujęciu. Przykład: scena z pajączkiem. To był trzeci dzień zdjęciowy, najpierw Zosia (Aleksandra Konieczna) nalewa wodę z kranu, wychodzi z kuchni, wchodzi do jednej, drugiej babci… A Zdzisiu siedzi i maluje. I czeka. Jaka to konsekwencja dla Andrzeja Seweryna? Kamera dociera do niego przy 12 dublu. Najpierw była walka z kranem, potem z babciami… Przez mgłę czasu dociera do mnie, jak ciężka praca to była.

- Współpraca z Andrzejem to przyjemność, ale bardzo wymagająca. Nasza praca to długa, piękna rozmowa, która wciąż trwa, bo spotykamy się na planie pojutrze przy okazji innego projektu – podsumował Matuszyński.

Joanna Barańska