Pinokio doczekał się na przestrzeni lat niezliczonych filmowych i teatralnych adaptacji, a kluczowy motyw wydłużającego się nosa jest często umieszczany na okładkach rozpolitykowanych czasopism. Mało kto jednak zastanawiał się nad mrocznym potencjałem tej klasycznej baśni. W najbliższym czasie zrobi to dla nas znany z miłości do niesamowitości i grozy Guillermo Del Toro.
Po ponad dziesięciu latach poszukiwań i starań, Guillermo Del Toro nareszcie zdobył zainteresowanie dla swojego ukochanego projektu – mrocznej adaptacji powieści Carlo Collodiego „Pinokio” z 1883 roku. Reżyser pierwszych wywiadów na ten temat udzielał już w 2011 roku, prowadził też zaawansowane rozmowy z Amazon Studios. Niestety, wówczas plan spalił na panewce, a opowieść o drewnianym chłopcu musiała czekać na swoją kolej jeszcze przez wiele lat. Projektem w końcu zainteresował się Netflix, który z powodzeniem współpracował już z Del Toro przy serialu animowanym „Łowcy trolli” (2016-2018). Realizację „Pinokia” przyśpieszył za pewne również fakt, że rok temu to właśnie Guillermo Del Toro był jednym z głównych triumfatorów oscarowej gali, a wyreżyserowany przez niego „Kształt wody” (2017) zdobył aż cztery złote statuetki.
„Pinokio” w wersji Guillermo Del Toro będzie mroczny, niepokojący oraz nawiązujący klimatem do „Frankensteina”. Równocześnie jednak wykorzysta klasyczny motyw podróży. – W naszej historii, Pinokio będzie niewinną duszą z nieczułym ojcem, która gubi się w trudnym do zrozumienia świecie. Bohater wybierze się w niezwykłą podróż, która pomoże mu nie tylko w pełni zrozumieć zachowanie rodzica, ale także całą otaczającą go rzeczywistość – napisał reżyser w oficjalnym oświadczeniu. „Pinokio” ma być animacją poklatkową z musicalowymi wstawkami, a rozgrywać się będzie w faszystowskich Włoszech lat 30. Wygląda na to, że Del Toro wraca do lubianej przez siebie konwencji opowiadania o totalitaryzmie oczami dziecka, z bardzo silnymi elementami fantastycznymi, tak jak zrobił to w „Labiryncie Fauna” (2006).
Projekt będzie poniekąd ponownym debiutem pochodzącego z Meksyku twórcy. Del Toro nigdy wcześniej nie reżyserował filmu animowanego, choć wielokrotnie był ich producentem (np. „Kung Fu Panda 3”, 2016; „Księga życia”, 2014; „Strażnicy marzeń” 2012). Na całe szczęście podczas tworzenia „Pinokia” będzie wspierać go cały zastęp doświadczonych specjalistów na czele z Patrickiem McHalem (serial „Pora na przygodę!”, 2010-2018) i Markiem Gustafsonem (współreżyser filmu „Fantastyczny Pan Lis” 2009). Lalki zostaną stworzone przez studio MacKinnon and Saunders, odpowiedzialne za wygląd postaci w „Gnijącej pannie młodej” (2005) Tima Burtona.
„Pinokio” świetnie wpisuje się w obraną przez Netflixa strategię tworzenia treści, które ze względu na swój posępny, a czasem wręcz dziwaczny charakter, wykraczają poza wąskie ramy produkcji dla dzieci. Dobrym przykładem takiego podejścia jest chociażby serialowa adaptacja „Serii niefortunnych zdarzeń” (2017-), która z pewnością nie jest odpowiednią propozycją dla zbyt małych odbiorców. „Pinokio” nie jest jedyną animowaną produkcją Netflixa ogłoszoną w ostatnim czasie. Taika Waititi pracuje obecnie nad filmem „Bubbles”, mającym być poklatkową animacją o słynnym szympansie Michaela Jacksona. Natomiast znany z „Uciekaj!” (2017) Jordan Peele ma użyczyć głosu w powstającym właśnie filmie animowanym „Wendell and Wild”, którego oficjalny opis fabuły brzmi: „Dwaj bracia będący demonami, muszą zmierzyć się z zakonnicą i parą nastoletnich gothów”.
Kaja Łuczyńska