To on stworzył magiczną atmosferę Notting Hill, pracował w Royal Court Theatre, jest także członkiem Royal Shakespeare Company, a na XII Mastercard OFF CAMERA jest jurorem Konkursu Głównego „Wytyczanie Drogi”. Z Rogerem Michellem po 20 latach od premiery Notting Hill o snach, plakatach, drzwiach i… polskich twarzach.
Kinga Majchrzak: W Polsce mówimy, że pierwszy sen, który nam się przyśni kiedy jesteśmy w nowym miejscu, na pewno się spełni. Pamięta Pan swój pierwszy sen z Krakowa?
Roger Michell: O matko, naprawdę tak jest? Nie pamiętam swoich snów, ale gdybym wiedział o tym wcześniej, to z pewnością staranniej bym je sobie zapisywał! (śmiech)
KM: Kiedy pojechałam zobaczyć moją przyjaciółkę w Londynie, zapytała mnie co bym chciała tam zobaczyć. Pierwszą odpowiedzią jaka przyszła mi do głowy było: niebieskie drzwi w Notting Hill! Jaki jest przepis na zrobienie filmu, który nawet po 20 latach wzrusza i bawi ludzi dokładnie tak samo jak w dniu premiery?
RM: Och, z pewnością dobry scenariusz i dobrzy aktorzy. To był szczególny czas w naszym życiu, a ten scenariusz, napisany przez Richarda Curtisa był naprawdę wyjątkowy. Ulegał on wielu transformacjom i przeróbkom, bo wzięliśmy go bardzo na poważnie. Bo komedia to bardzo poważna sprawa.
KM: No tak, ale Pan zawsze robił wspaniałe filmy i zawsze pracował Pan z najlepszymi aktorami. Nawet Cambridge ukończył Pan z najlepszym wynikiem! Czy zawsze wszystko przychodziło Panu tak łatwo? Ma Pan na to jakieś zaklęcie?
RM: (śmiech) Nie, to wszystko wcale nie było takie proste. To wszystko jest bardzo trudne - wejście do naszej branży jest bardzo trudne. I to na każdym etapie, w każdym czasie. Kiedy jesteś młody i idziesz na studia, nie masz żadnej pracy, żadnych pieniędzy, ale jesteś zdeterminowany - w moim przypadku to było: „Chcę być reżyserem teatralnym!”. I faktycznie robiłem to 15 lat zanim zająłem się filmami. Trzeba być niezwykle upartym i pewnym siebie, co jest oczywiście bardzo trudne kiedy jest się młodym. Trzeba jeszcze przekonać innych, że naprawdę potrafi się to robić. To naprawdę było i jest trudne, i trzeba to powiedzieć otwarcie. Jeżeli to nie jest coś, co naprawdę bardzo, bardzo chcesz robić, to lepiej zająć się czymś innym. Za każdym razem kiedy kręcę film, pytam siebie: „Dlaczego ja to robię? Przecież to jest takie trudne! Ja nic o tym nie wiem! To jest za trudne. Dajcie mi łatwiejszą robotę!”.
KM: Ale u nas występuje Pan w innej roli - w roli jurora Konkursu Głównego „Wytyczanie Drogi”. Jakim jest Pan jurorem?
RM: Z innymi jurorami umówiliśmy się, że nie będziemy rozmawiać o filmach, dopóki nie spotkamy się w piątek żeby ustalić werdykt. Na pewno nie pójdę na to spotkanie i nie powiem: „Wiem, który film powinien wygrać!”. Już się nie mogę doczekać spotkania z Ellen, Allanem i Anną żeby posłuchać co mają do powiedzenia.
KM: Czy niezależność w kinie, którą Pan zna, mocno różni się od tej, którą Pan spotkał tutaj, w Krakowie?
RM: Nie, absolutnie nie. Wszystkie filmy, które tu obejrzałem bardzo dobrze wpisują się w kategorię indie filmów, w większości poruszają poważne tematy. To nie są filmy akcji czy horrory. To filmy nastawione na życie ludzkie, radzenie sobie z problemami - i ogólnie mówiąc o to w niezależnym kinie chodzi i dlatego lubimy je oglądać.
KM: A z czym kojarzy się Panu polska kinematografia?
RM: Och, doskonale wiem o pięknej tradycji związanej ze Szkołą Filmową w Łodzi i tym, że macie wielu uznanych reżyserów i filmowców, ale w szczególności doceniam Wasze plakaty filmowe i teatralne. Polskie plakaty są naprawdę rozpoznawane na całym świecie. Idę nawet dzisiaj do sklepu z plakatami żeby zobaczyć co uda mi się tam znaleźć.
KM: Przed dzisiejszym spotkaniem z Panem, które towarzyszy projekcji Pańskiego filmu „Notting Hill”, odbywa się gala rozdania nagród w konkursie „Script Pro”, który jest niesamowitą szansą dla początkujących scenarzystów. Symbolem „Notting Hill” są niebieskie drzwi, ten konkurs otwiera drzwi do świata filmu. Czy to przypadek? Może to czas, by zacząć jakiś projekt w Polsce?
RM: To z pewnością przypadek, ale za to jaki miły! Te niebieskie drzwi naprawdę znajdują się tam nadal? Dalej są tak niebieskie?
KM: Tak, nawet ich dotknęłam! (śmiech) To jak, możemy się spodziewać Pana udziału w jakiejś polskiej produkcji?
RM: Dlaczego nie?! Widziałaś może „Zimną wojnę” Pawła Pawlikowskiego? Bardzo doceniam jego pracę. To, co osiągnął i zrobił przy takim budżecie jest niemożliwe do zrobienia w Anglii. Ale najbardziej zainteresowały mnie twarze, ukazane w tym filmie. Bo twarze ludzi, które znalazł są naprawdę szczególne i doskonale dobrane do czasu akcji filmu i to wszystko wygląda bardzo autentycznie. Polskie twarze bardzo mnie interesują. W zeszłym tygodniu czytałem scenariusz, którego akcja dzieje się w Anglii, zaraz po II wojnie światowej i pomyślałem sobie, że ciekawie byłoby zrobić ten film tak, jak się to robi w Polsce.
Kinga Majchrzak