Aż strach się (nie) bać
W moim festiwalowym życiu od zawsze największą ekscytację wzbudzają offowe horrory. Wybrałam więc trzy najbardziej pamiętne straszne seanse, które zaliczyłam na trzech różnych edycjach Festiwalu Mastercard OFF CAMERA. Jeśli odważycie się sięgnąć po te tytuły, możecie liczyć na znacznie więcej niż tylko krew ściekającą z ekranu i mocne jump scary.
„Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”
Piekielnie intrygujące i stylowe dzieło pod auspicjami moich ulubionych twórcow: Stanleya Kubricka, Williama Szekspira, braci Grimm, Cormaca McCarthy’ego. Jeśli myślicie, że retro-horrory już dawno wyginęły, szatan nie istnieje, a wszystkie czarownice spalono na stosie, Robert Eggers da wam pstryczka w nos, po którym długo nie zmrużycie oka. Tak, to ten pan, który w zeszłym roku nakręcił „Lighthouse”: czarno-białą wiwisekcję męskiego świata ścisniętego w klaustrofobicznej przestrzeni latarni.
„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”
Jeśli wiem, że gdzieś w filmie czają się wampiry - ostrzę sobie zęby natychmiast! Ana Lily Amirpour to nazwisko, które zdecydowanie należy śledzić! Jej debiut to zblendowany z niespotykaną wprawą, artystycznym wyczuciem i sporą dozą humoru postmodernistyczny miks motywów z metką made in USA. Czego tu nie ma – bohater wystylizowany na Jamesa Deana jeżdżący po Bad City retromobilem w takt trąbek skradzionych z pracowni Ennio Morricone; bal przebierańców z udziałem Draculi oraz z LSD w roli głównej i kobieta-wampir w stylowej pelerynie, siejąca postrach w ciemnych uliczkach samym dźwiękiem swojej (występkiem zdobytej) deskorolki. No i love story, oczywiście. Ale z kotem w tle.
„Babadook”
I jeszcze groza zasiana podskórnie, w meandrach ludzkiej psychiki – czyli coś dla fanów psychoanalizy, do których się zaliczam. Znakomity debiut Australijki Jennifer Kent to mądra, kameralna opowieść o niełatwych relacjach samotnej matki z jej nadpobudliwym, obdarzonym nieco zbyt bujną wyobraźnią synem. Okazuje się, że najstraszniejsze potwory kryją się tak naprawdę nie pod dziecięcym łóżkiem, lecz w naszych własnych umysłach. To od nas zależy, czy pozwolimy im wyjść z piwnicy podświadomości, by przejęły kontrolę nad naszym życiem codziennym. Strzeżcie się więc książek, które czytacie na dobranoc – może czyha w nich sam Baba... DOOK-DOOK-DOOK!
Monika Żelazko