Po niedawnej premierze filmu Quentina Tarantino „Pewnego razu… w Hollywood” na reżysera wylała się fala krytyki. Zarzucano mu m.in. niewłaściwe sportretowane Bruce’a Lee. W obronie krytykowanego Tarantino stanął Antonio Banderas.
Tarantino i Banderas współpracowali ze sobą na planie „Desperado” (1995) Roberta Rodrigueza – westernu, w którym obydwaj wystąpili. Najwyraźniej od tego czasu pozostają w dobrych stosunkach – hiszpański aktor poczuł się w obowiązku bronić reżysera po krytyce, która go spotkała. W wywiadzie dla „The Independent” Banderas podkreślił, że reżyser powinien korzystać z wolności artystycznej, a widz musi to uszanować.
- Tarantino powinien móc korzystać z wolności podczas tworzenia. Nigdy, nigdy, nigdy nie ocenzurowałbym sztuki – powiedział Banderas. - Artysta powinien być wolny, ale i odbiorcy powinni mieć możliwość niezgodzenia się z nim. Każdy ma wolny wybór i może nadal oglądać jego [Tarantino – przyp. red.] filmy, albo nie – dodał.
Quentin Tarantino został skrytykowany za sportretowanie niektórych realnych postaci ze świata filmu lat 60. Najgłośniej zaprotestowała córka Bruce’a Lee (w filmie wciela się w niego Mike Moh), która oskarżyła reżysera o przedstawienie jej ojca jako „aroganckiego dupka”. Protegowany Lee, Dan Inosanto wytknął także nieścisłość w dialogach – w filmie Lee naigrawa się z Muhammada Ali. Inosanto podkreślił, że Lee nigdy nie powiedziałby czegoś takiego, bo głęboko szanował amerykańskiego boksera.
„Pewnego razu… w Hollywood” można zobaczyć w polskich kinach od 16 sierpnia, zaś najnowszy film, w którym występuje Antonio Banderas, czyli „Ból i blask” Pedro Almodovara – od 20 sierpnia.
Joanna Barańska
źródło: indiewire.com