Symbol seksu nie tylko lat 50., czarująca urodą, zmysłowym głosem i ognistym temperamentem, ikoniczna blondynka. Norma Jeane Mortenson, znana lepiej jako Marilyn Monroe, po dziś dzień rozpala wyobraźnię kinomanów – także tych po drugiej stronie kamery! Świadczy o tym pokaźna liczba dzieł poświęconych jej fenomenowi – już wkrótce ta lista wydłuży się o nowy tytuł.
Przez prawie dwanaście (!) lat produkcja stała pod znakiem zapytania, ale teraz to już oficjalne - blond legenda kina powraca na ekrany! Co prawda, nie we własnej osobie, ale za to w doborowym towarzystwie. W tytułową „Blonde” wcielić się miała najpierw Naomi Watts, potem Jessica Chastain. W końcu angaż otrzymała znacznie mniej znana Ana de Armas, którą mogliśmy jakiś czas temu oglądać w „Blade Runner 2049” (2017). Właśnie okazało się, że do obsady filmu trafili także Adrien Brody, Bobby Cannavale oraz Julianne Nicholson.
Scenariusz filmu oparto na powieści Joyce Carol Oates, wydanej w Polsce pod niezbyt wyszukanym tytułem „Blondynka”. Książka eksponuje wątek fatum, jaki naznaczone był życie gwiazdy. Co ciekawe, w 2001 roku powstała już inna adaptacja tej powieści, w postaci miniserialu, który jednak uchodzi za niespecjalnie udany. Tym razem na krześle reżyserskim zasiada Andrew Dominik, więc możemy żywić nadzieje na powodzenie misji. Pochodzący z Nowej Zelandii artysta dał już widzom mocne dowody na swój nietuzinkowy talent. Dość wspomnieć o arcydzielnym, nakręconym z plastycznym rozmachem „Zabójstwie Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” (2007), z popisową rolą Caseya Afflecka (co ciekawe, Brad Pitt wcielający się tu w tytułową ofiarę, jest współproducentem nowej opowieści o Monroe).
Zdjęcia do „Blonde” mają ruszyć latem.
Monika Żelazko