Wczoraj minęło dokładnie 30 lat od kiedy doktor Joel Fleischman przyjechał do Cicely w stanie Alaska, aby odpracować swoje czesne za studia medyczne. Początkowa niechęć do życia na prowincji i tęsknota za Nowym Jorkiem, z czasem ustąpiła miejsca wielkiej miłości do reszty mieszkańców i życia w zgodzie z naturą. Co takiego ujęło Fleischmana, a za co my, widzowie, pokochaliśmy Cicely?
„Przystanek Alaska” zdobył serca widowni małego ekranu na całym świecie i zyskał sobie wierne rzesze fanów. Pomysł na serial nie był wyśrubowany - młody lekarz, żydowskiego pochodzenia, zostaje wysłany do Cicely - miasteczka na Alasce, zamieszkanego przez 839 mieszkańców, które znacząco różni się od jego ukochanego, zatłoczonego Nowego Jorku, w którym zostawił swoją narzeczoną. Wiecznie narzekający Fleischman, mimo swojego ciężkiego charakteru, zdobywa jednak przyjaciół. Każdy z mieszkańców Cicely to arcyciekawe indywiduum, i tak poznajemy: Maggie O’Connel, czyli lokalną Amelię Earhart, która prowadzi samolot i dowozi do miasteczka pocztę, byłego kosmonautę o znacznym majątku - Maurice’a Minnifielda, radiowca, zafascynowanego Carlem Gustavem Jungiem - Chrisa Stevensa, Eda Chigliaka - półindianina, kochającego kino, prowadzącego lokalny bar - Hollinga Cincoerura, który jest partnerem młodziutkiej Shelly Tambo, którą zresztą do miasteczka przywiózł Maurice, czy właścicielkę sklepu - Ruth-Anne Miller. Złożoność charakterów tych postaci była na tyle duża, że wątki z ich udziałem były prowadzone aż przez sześć sezonów, kiedy to w 1995 roku zdecydowano się na emisję ostatniego odcinka. Twórcom filmu należy się szacunek za to, że w zasadzie poza ostatnim sezonem, cała reszta była niesamowicie wciągająca i spójna.
Serial, pomimo w założeniu raczej swojego rozrywkowego charakteru, jest wprost przepełniony nawiązaniami intertekstualnymi. Oniryzm w połączeniu z indiańskimi legendami i filozofią Junga są pewnymi wskazówkami do jego odczytywania. Stadia tej nieświadomości zbiorowej, są rozkładane na czynniki pierwsze przez Chrisa, podczas jego codziennych audycji radiowych „Chris o poranku”, w trakcie których filozoficzne przemyślenia łączy z historią muzyki. Co ciekawe, odgrywający postać Chrisa John Corbett jest także piosenkarzem muzyki country. Za Chrisem ciągnie się jednak przykra przeszłość, która co jakiś czas daje o sobie znać.
W „Przystanku Alaska” bardzo bogata jest warstwa kulturowa - zarówno indiańska, jak i żydowska. Informacji o indiańskich wierzeniach dowiadujemy się od Marilyn Whirlwind, która jest sekretarką Fleischmana i jednocześnie jedną z najbardziej niedających się odkryć bohaterek filmu - zwykle milcząca i nie mówiąca nic ponad to, co konieczne, ale zawsze mająca rację. Swojej indiańskiej tożsamości przez wszystkie sezony poszukuje także Ed Chigliak, który w pewnym momencie, decyduje się wkroczyć na ścieżkę szamańskiej edukacji, która okazuje wcale nie mniej potrzebna niż usługi oferowane przez Fleischmana. Ten ostatni natomiast, stara się kultywować żydowskie obrzędy, przybliżając historie świąt i wyjaśniając zwyczaje.
Wydaje się, że „Przystanek Alaska” jest serialem, który pod pozorem dostarczenia nam powodów do uśmiechu i odskoczni do świata, pozbawionego pośpiechu, w którym czas musi się toczyć swoim tempem, uzależnionym od warunków atmosferycznych i nocy polarnej, ma za zadanie nauczyć nas czegoś bardzo, bardzo ważnego - szczególnie teraz, po tych 30 latach. Mieszkańcy Cicely są raczej samowystarczalni i odizolowani od reszty świata - mają swój mały sklepik, prowadzony przez Ruth-Anne, bar, który jest głównym miejscem spotkań, mają wydarzenia kulturalne, które są pomysłami Maurice’a i Chrisa, a nawet swoją rozgłośnię radiową. Bohaterowie „Przystanku Alaska” potrafią znaleźć radość w prostych rzeczach a szaleńczy pęd za tym, czego dogonić się nigdy nie da, jest dla nich całkowicie obcy. Jestem przekonana o tym, że każdy z nas powinien choć na chwilę wstąpić kiedyś do Cicely i zaczerpnąć od nich tej pięknej mądrości.
Kinga Majchrzak