Image
Małgosia i Jaś

Dla Jamesa Ripleya Osgooda Roberta Perkinsa II, bo tak brzmią pełne personalia twórcy „Małgosi i Jasia”, horror wydaje się środowiskiem naturalnym. Legitymowanie się nazwiskiem słynnego ojca (znanego kinomanom przede wszystkim jako Norman Bates z „Psychozy”, 1960), stanowi zobowiązującą przepustkę do świata mrożących krew w żyłach opowieści. Reżyser czuje się w tej posoce jak ryba w wodzie, czasem tylko wpadając w sieć przesady lub wypływając na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza.

„Małgosia i Jaś” to film o wyraźnym rysie feministycznym – i na szczęście ów rys nie kończy się na inwersji w tytule utworu braci Grimm. Figura kobiety wpisuje się tu w dyskurs rodem z epoki romantyzmu. Może być zatem kojarzona z niewinnością, powściągliwością i ciepłem, charakteryzującymi choćby Lottę, ukochaną Wertera. Może też jednak mieścić w sobie zgoła inne przymioty, bliższe już bohaterkom opowiadań Edgara Allana Poego – jak niezależność, przebiegłość i powiązania z ciemnymi mocami. Drogę od pierwszej do drugiej pokonuje w tej historii Małgosia.

Kobiecość rozumiana jako tajemna siła wydaje się jednym z ulubionych motywów Oza Perkinsa. Posługiwał się nim także w swoich dwóch poprzednich filmach. Jego mocny debiut, „Zło we mnie” (2015), eksplorował archetypiczny wątek kobiety opętanej przez szatana. Następny w dorobku, autotematyczny „I am the pretty thing that lives in the house” (2016) był starciem dwóch żeńskich bohaterek: młodej dziewczyny i staruszki, rzuconych w klaustrofobiczną przestrzeń nawiedzonego domu. Reżyser w każdej swojej propozycji narusza model typowej dla formuły horroru final girl. U niego wcale nie musi poddać się narzuconej roli ofiary.

Tym razem Perkins postanowił zmierzyć się z wzorcem prezentowania żeńskich postaci w baśniach. Bohaterki większości z nich (a zwłaszcza tych, które wyszły spod pióra niemieckiego rodzeństwa) - jak Śpiąca Królewna, Śnieżka, Roszpunka, Czerwony Kapturek – to w zasadzie bezwolne jednostki. Aktantami są tu mężczyźni: książę czy gajowy. Jeśli już owe bohaterki podejmują działania, to kryją się za tym nikczemne pobudki lub czarna magia. Uosobieniem tych ostatnich jest choćby Zła Królowa, wiedźma rozsławiona przez Disneya jako Diabolina, a - nie szukając zbyt daleko przykładu - Baba Jaga. Małgosia u Perkinsa przełamuje ten stereotyp: wybiera dobro i zwycięża, zyskując moc sprawczą. Reinterpretacja jednej z najbardziej znanych baśni jawi się przy tym jako prawdziwa kopalnia psychoanalitycznych aluzji. Wszystkie one krążą jednak wokół jednej myśli przewodniej i prezentują dysharmonię między żeńskim a męskim kodeksem postępowania, temperamentem, w końcu - wizją świata. Androgeniczna fizjonomia oraz chłopięca fryzura Sophii Lillis, wcielającej się w tytułową dziewczynkę, początkowo zaciera różnicę między tymi przestrzeniami, by potem wzmóc siłę obrazu stawania się młodą, silną kobietą.

W tej perspektywie, nowy film Oza Perkinsa to niemal kino drogi o poszukiwanie siebie. Decyzja o odrzuceniu lubieżnej oferty miejscowego pana na włościach, a co za tym idzie o odejściu z rodzinnego domu, jest przypieczętowaniem pragnienia nadania sobie podmiotowości. Wędrówka zwieńczona domem - pułapką tajemniczej wiedźmy: szkołą dojrzewania i umiejętności opowiedzenia się po dobrej stronie mocy, finalna scena zaś odcięciem się od przeszłości i wejściem w dorosłe życie.

Perkins prowadzi swoją opowieść w tempie slow. Pajęczyna narracji oplata widza bardzo powoli, a senna atmosfera chatki, w której przebywamy wraz z dziecięcymi bohaterami, usypiająco działa także i na nasze zmysły. Zawłaszczającą widza atmosferę marzenia sennego udało się tu wykreować dzięki intensywnym w kolorystyce, surrealistycznie oświetlonym zdjęciom Galo Olivaresa oraz pulsującej, enigmatycznej muzyce Robina Couderta. Sielskie sny w każdej chwili mogą jednak przerodzić się w koszmary, brutalnie przywracające czujność umysłowi. I tak też się dzieje w „Małgosi i Jasiu”. Sztuką, jakiej uczą się tytułowe dzieci, jest umiejętność pozostania na jawie. A potem żyć niekoniecznie długo i nie zawsze szczęśliwie.

Monika Żelazko