Brakowało filmu, który potrafiłby mówić o judaizmie w sposób pozbawiony patetyzmu. Który potrafiłby opowiadać wdzięcznie, ale zarazem niepretensjonalnie. Filmu, który pokazałby historię zmagań z wiarą, mówiąc o wierze w zasadzie nie stawiając jej na pierwszym planie, tylko mówić o niej „przy okazji”. I to jest właśnie film Erica Steela.
Tytułowy minjan to zgromadzenie dziesięciu żydów powyżej trzynastego roku życia, które jest niezbędne do odprawienia wspólnych modłów, ceremonii i błogosławieństw. Pogoń za zgromadzeniem dziesięciu mężczyzn jest często bezwzględna, a w filmie sprowadza się do zajmowania albo odmawiania mieszkań komunalnych ze względu na kierowanie się dobrem wspólnoty. Jednak wspólnota jest tak silna jak jej najsłabszy członek, a słabości bohaterom „Minyanu” nie brakuje.
David jest nastolatkiem rosyjsko-żydowskiego pochodzenia, który musi skonfrontować z rzeczywistością swoją wiarę, seksualność oraz podejście do życia i ludzi, którymi się otacza. W filmie poznajemy także jego matkę, która jest dobrą, ale mocno dotkniętą życiem, kobietą. Boi się o syna, bo pamięta w jaki sposób prześladowali go rówieśnicy za pochodzenie w Rosji. Dziadek Davida, Josef, po stracie żony musi znaleźć nowe mieszkanie. Nie jest to jednak łatwe, bo zarządcy mieszkań komunalnych chcą mieć jak najwięcej mężczyzn do minjanu - w końcu się to jednak udaje, gdy David zgadza się przychodzić jako kolejny do zgromadzenia. W bloku, do którego wprowadza się Josef mieszkają także Herschel i Itzik – tłumaczą się, że mieszkają ze sobą ze względów ekonomicznych jednak tak naprawdę darzą się miłością. Jest jeszcze przyjaciel Davida – Nathan, który każdego wieczoru siedzi przed domem i patrzy jak z budynku wychodzą od jego matki coraz to nowi mężczyźni oraz Bruno – barman, który bardzo pociąga Davida i za sprawą którego chłopak sięga po książki Jamesa Baldwina, co jest znaczące dla całego filmu. W filmie konfrontują się płaszczyzny bycia żydem, imigrantem i homoseksualistą. Baldwin w swoim dziele „Notes of a Native Son” próbuje zbadać zawiłości rasowe, seksualne i klasowe. Nie bez powodu David, omawiając Baldwina na zajęciach literatury z charyzmatycznym nauczycielem najlepiej rozumie co autor ma na myśli.
Pierwsze skojarzenia z „Minyanem” to: jazz, pączki i słowo micwa (hebr. מצווה – dobry uczynek, przykazanie) odmieniane przy różnych okazjach. Doskonale skomponowana muzyka przez duet David Krakauer i Kathleen Tagg przyprawia o dreszcze i sprawia, że film rezonuje nawet wtedy, gdy widz zamknie oczy. Wydaje się, że bohaterowie nie jedzą nic oprócz pączków i to nawet poza Chanuką, gdy je się właśnie sufganijot (hebr. סופגניות). Pączek w „Minyanie” staje się kolejnym pełnoprawnym bohaterem, gdy David w tajemnicy wychodzi do pączkowej sieciówki, która zapewne nie jest koszerna. Oprócz Davida, pączki jedzą wszyscy – taksówkarz, który wypełniając micwę podwozi Davida i jego dziadka spod cmentarza i wreszcie pączkami częstowany jest Herschel przed tym jak pani Namovsky chce mu przekazać złe wiadomości o konieczności wyprowadzki. Każdy z tych pączków ma inny smak – jedne są słodkie, inne przepełnione gorzkim jadem. Ten dualizm przenoszony jest na nie wprost z zachowań bohaterów, którzy kryjąc swoje intencje zakładają maski pobożności. Ze złudzeń odziera ich zarządca budynku, który zwraca się do nich mówiąc: Przyjmuję wszystkich żydów – złodziei, homoseksualistów, zdradzających swoje żony. Bez nich nie byłoby minjanu.