Image
123

Święta kojarzą się nam z kinem łatwym i przyjemnym. Niemniej, równie dobrze można wykorzystać je na nadrabianie zaległości w kategorii slow cinema. Przedstawiamy cenione filmy o kontemplacyjnym rysie, które idą w parze z zimową atmosferą.

Czas to dziś jedno z najbardziej deficytowych dóbr, co niewątpliwie nie sprzyja oglądalności filmów w wersji slow. W natłoku codziennych obowiązków, kilkugodzinna przerwa na seans bywa prawdziwym luksusem. Nawet standardowy format kinowy trudno wpasować w napięty grafik - w takiej sytuacji zazwyczaj pozostają nam dwudziestominutowe odcinki średniej jakości seriali oglądane przy okazji ćwiczeń czy sprzątania. Okres świąteczny to szczególny czas, gdy - przynajmniej w założeniu - życie nieco spowalnia, co kreuje sprzyjające warunki do poszerzania horyzontów w zakresie kina, nomen omen często określanego mianem ,,nowohoryzontowego”. Sprzyja temu i pogoda, która bardziej niż do wyjścia z domu zachęca do zaszycia się pod kocem z zapasem pierników.

Zamiast kolejny raz utrwalać w głowie dialogi z nieśmiertelnego ,,Kevina…”, warto dać szansę (może nawet kolejną) filmom, na które na co dzień brakuje nam czasu, ale również… cierpliwości. Przy odpowiednim nastawieniu, tego rodzaju seans może okazać się prawdziwie wartościowym przeżyciem, noszącym znamiona medytacji. Filmy, które znalazły się na naszej liście, to klasyki kina neomodernistycznego o na wskroś zimowym charakterze.

Zimowy sen

Jeden z najbardziej cenionych filmów Nuri Bilge Ceylana, nagrodzony Złotą Palmą w Cannes, odkrywa przed nami nieznane oblicze Turcji. Anatolia, uchwycona w obiektywie stałego współpracownika Ceylana, Gokhana Tiryaki, zachwyca śnieżnymi panoramami. Podobnie jak w przypadku pozostałych filmów jednego z najwybitniejszych tureckich reżyserów, fabułę ponad trzygodzinnego ,,Zimowego snu” można streścić w zaledwie kilku słowach. Ceylan za nic ma oczekiwania widza, w żółwim tempie odkrywając przed nami monotonną codzienność zarządcy hotelu o aktorskiej przeszłości i jego rodziny. Wsłuchując się w potoczysty wielogłos ambiwalentnych postaci, można jednak wyłowić wiele uniwersalnych życiowych prawd, którym daleko od banału.

Pejzaż we mgle

Kolejny obraz, rysujący przed nami zupełnie inny portret kraju, niż ten, do którego przywykliśmy, kuszeni turystycznymi folderami. Tym razem mowa o Grecji, która na długo przed Lanthimosem, dała nam innego wizjonera o pozbawionym obecnego u autora ,,Homara” i ,Faworyty” absurdu, przepełnionym melancholią podejściu do tworzenia kina - Theo Angelopoulosa. Ważnym filarem twórczości jednego z najbardziej nagradzanych greckich reżyserów jest mitologia, przeplatana odniesieniami do niepozbawionej tragicznych epizodów historii tego bałkańskiego kraju. Nie inaczej jest w przypadku ,,Pejzażu we mgle” - odysei rodzeństwa, usiłującego z Grecji dostać się do Niemiec, gdzie - według słów matki dzieci - mieszka ich ojciec, emigrant zarobkowy. Na swojej drodze napotykają postaci, skrywające różne intencje. Grecja w jednym z najsłynniejszych filmów Angelopoulosa przemyka przed naszymi oczami, widziana z perspektywy kolejnych pociągów i ciężarówek, i nie jest to bynajmniej widok przyjemny. Uwieczniona tutaj szara grecka zima jest adekwatnym tłem dla opowieści o społecznym kryzysie.

Inaczej niż w raju

Jim Jarmusch to jeden z nielicznych autorów filmowych z kategorii slow, których twórczość zyskała popularność porównywalną tej spod znaku mainstreamu. O ile najnowsze filmy twórcy ,,Kawy i papierosów” wydają się nieco bardziej lekkostrawne, najstarsze pozycje w jego filmografii były przesiąknięte fabularnym radykalizmem. Należy do nich ,,Inaczej niż w raju”, słodko-gorzka satyra na amerykański sen, w której Jarmusch skupia się na momentach zazwyczaj pomijanych w procesie tworzenia scenariusza, przyglądając się swoim bohaterom podczas najbardziej zwyczajnych chwil. Z momentów, podczas których z pozoru nic się nie dzieje, reżyser wyłuskuje sytuacyjny humor. Ikoniczna scena z jeziorem Erie w roli głównej, to ironiczny komentarz Jarmuscha wobec american dream. Wybrawszy się na wycieczkę, by zobaczyć jedno z Wielkich Jezior, bohaterowie zderzają się ze śnieżnobiałą nicością. Zima w Nowym Jorku, gdzie trafia główna protagonistka, również nie należy do malowniczych, a samo miasto zupełnie nie przypomina tego, które znamy ze świątecznych filmów.

Magdalena Narewska